Miasto moje, a w nim
Dziesięć… dziewięć… Chłodny, zimowy wieczór na warszawskim placu Konstytucji. Kilkadziesiąt osób głośno odlicza wpatrując się w ciemny jeszcze neon – zarysowaną sylwetkę z prostokątem gazety w wyciągniętej ręce. Pod spodem napis „Ruch”. To gazeciarz. Dwa… jeden… Rozświetla się. Oklaski, toast gorącą herbatą z sokiem, pierniki w kształcie – a jakże – gazeciarza.