Jednorożec
Wciąż jesteśmy zafascynowani możliwościami data-journalismu. Dlatego postanowiliśmy sprawdzić jak to, tak naprawdę, jest z tymi fanami tenisa. Czy istnieją? Okazuje się, że jest nas trochę, jednak, aby zainteresowanie internautów Federerem, Djokoviciem czy Nadalem przebiło liczbę szukających informacji o jednorożcach, potrzeba aż turnieju wielkoszlemowego.
Rzecz o istocie
Lektura wydanej w 1932 r. w Warszawie książki „Nauka gry w lawn-tennisa” nie nastroiła nas najlepiej. „Właściwości fizyczne i duchowe gracza kładą na jego technikę i taktykę swoiste piętno. Każdy gra tak, jakim w swej istocie jest. Rzec można, że niema na świecie dwu jednakowych tennisistów. I właśnie dlatego, że tennis staje się odzwierciedleniem osobowości gracza, jest on sportem tak interesującym, pochłaniającym nietylko uczestników gry, lecz i jej widzów.”
Okiem Rufusa
Znamy takich, co siedzą na Wimbledonie i w ogóle nie interesują się tenisem. Pierwszy to nasz znajomy majster od „sokolego oka” i innych technologicznych fajerwerków. Jedzie do tzw. świątyni tenisa, żeby popatrzeć w ekran komputera. Drugi też ma sokole oko. A właściwie jastrzębie. A właściwie trzeba je nazwać jeszcze inaczej, gdyż harris hawk to po naszemu myszołowiec towarzyski.
Serwuje Gombrowicz
Nazajutrz rano Walczak i panna Maja w białych strojach szli wolno przez trawnik w kierunku placu tenisowego, skąd dochodziły już głosy zwołanej do piłek dzieciarni. Dzień był wspaniały, bezwietrzny, tylko białe pierzaste obłoczki mknęły po bladoniebieskim niebie. I on, i ona mieli pod pachą po dwie rakiety. Walczak, który doskonale orientował się w kulisach białego sportu wiedział, że pannie Ochołowskiej (choć nie brała jeszcze udziału w większych meczach) zdarzało się odnosić nieoficjalne zwycięstwa nad czołowymi rakietami i to wśród mężczyzn.
Siła wyrazu
Wizyta na osiedlowych kortach przynosi nie tylko poprawę forhendowego woleja i podcinanego bekhendu. Może też rozwinąć słownictwo, bo tenisiści, podobnie jak inne grupy, wykształcają własny żargon. Sami wzbogaciliśmy się o parę terminów, spośród których szczególnie cenimy dziurballa i ramireza. Pierwszy jest wynikiem niedoskonałej infrastruktury klubowej, objawiającej się ponadwymiarowymi otworami w siatce.
Ścianka
Gracz nr 1: Słynne drzwi od garażu, to dobra historia… Mój ojciec był niezłym pingpongistą. Kiedyś zabrał mnie na miejscowy turniej, który ostatecznie wygrał. Wśród nagród do wyboru była coś jakby rakieta tenisowa. Powiedziałem „tata, proszę, weź ją”. A następnego dnia odbijałem o drzwi garażu, który był za naszym domem. Udawałem, że gram na Wimbledonie albo w Pucharze Davisa.
Dziennik 1989
Snułem się dziś po Alejach Jerozolimskich w poszukiwaniu sklepiku pana Donimirskiego. Pan Donimirski sprzedaje rakiety tenisowe i robi naciągi, można u niego dostać to, czego nie można dostać w państwowych sklepach sportowych, a ja szukam niedrogiego czeskiego „Artisa”, bo sezon się zbliża i czymś trzeba grać. Przy okazji zanurzyłem się w ową knieję inicjatywy prywatnej, jeszcze nie zrąbaną toporem podatkowego domiaru, pomiędzy Kruczą a Marszałkowską. W kwadracie wyburzonych domostw […]
Na pamiątkę
6 lutego dobiegła końca internetowa aukcja pamiątek po Arthurze Ashe’u – od trofeów, poprzez osobiste notatniki, aż po książeczkę szczepień z wyjazdu do Afryki. Paszport ze zdjęcia poszedł za 2342 dol. Data zakończenia licytacji nieprzypadkowa – pierwszy w historii czarnoskóry zwycięzca turniejów wielkoszlemowych odszedł dwadzieścia lat wcześniej.
Nike
Literacką nagrodę Nike zdobyła książka o tenisie… Zgoda, powyższe stwierdzenie jest nadużyciem, jednak w „Książce twarzy” Marka Bieńczyka znalazły się dwie opowieści tenisowe. Pierwsza – Oczko Borga – mówi o chłopięcej fascynacji dyscypliną rozbudzonej pierwszymi sukcesami Fibaka, druga – Czempion odchodzi – jest listem pożegnalnym dla Andre Agassiego spisanym przez kibica, którym autor niewątpliwie jest.
Nie zając
Pierwszy maja. Chwała ludziom dobrej roboty, 300 procent normy, godziwa płaca za rzetelny trud i tak dalej. A tenisiści to w końcu pracownicy fizyczni. Owszem, można powiedzieć, że za tydzień biegania po korcie dostają setki tysięcy dolarów, ale czasem naprawdę trzeba się nabiegać. Pierwsza runda Wimbledonu 2010: John Isner (USA) – Nicolas Mahut (Francja) 6:4, 3:6, 6:7 (7-9), 7:6 (7-3), 70:68. Trzy dni, w tym jedenaście godzin i pięć […]