Szlak Zabytków Techniki województwa śląskiego to pomysł na ocalenie przebogatego dziedzictwa przemysłowego i zainteresowanie turystów regionem. Jest co oglądać – nie bez przyczyny roczna liczba gości zbliża się do miliona. Charakterystyczne brązowe drogowskazy z „kółkiem na parę” widać w wielu śląskich miastach – odsyłają do muzeów, zamieszkałych kolonii robotniczych i działających zakładów pracy.
Jesteśmy w zabrzańskiej kopalni Guido, założonej w 1855 roku. Można tu zjechać 355 metrów pod ziemię, zatem kaski i lampki są obowiązkowym wyposażeniem. Mówimy „szczęść Boże” i zjeżdżamy górniczą windą, czyli szolą, by wysłuchać historii, która zaczyna się w XIX wieku, od wspólnej pracy człowieka i konia. Przewodnik: – Opuszczenie konia do pracy w kopalni trwało około czterech godzin. Na dole mieliśmy stajnie (zachowały się na poziomie 170 m), ale wcześniej przez miesiąc zwierzęta trzymane były na górze z przewiązanymi oczami, żeby przyzwyczaić je do pracy w ciemności. Każdy z koni ciągnął dwanaście drewnianych wozów z węglem. Gdy padł, był rozcinany na kawałki i wywożony na górę. Maszyny elektryczne pojawiły się tu w 1956 roku.
Kopalnia Królowa Luiza w Zabrzu. Solidny budynek wypełniają dwa gigantyczne tłoki. Gorąco, słychać syk pary. Przewodnik drugi: – Mamy tu działającą parową maszynę wyciągową z 1915 roku o mocy dwóch tysięcy koni mechanicznych. Jej zadaniem była obsługa szybu Carnall o głębokości 503 metrów. Proszę, wszystko wciąż działa, obsługa odbywa się przy pomocy tego układu dźwigni… Tłoki ruszają.
Dawna kopalnia Gliwice, zbudowana w latach 1910-12. Kilka odrestaurowanych budynków z czerwonej cegły, na dziedzińcu wagonik z napisem „Ostatnia tona wydobytego węgla – 15 września 1999 r.” Przewodnik trzeci: – Po zamknięciu kopalni w 2000 roku, miasto przejęło teren za niezapłacone podatki. Zapadła decyzja, że po rewitalizacji czterech budynków, kosztem osiemdziesięciu milionów złotych, nie robimy tu sklepów ani loftów, ale dajemy ludziom pracę. Teren stał się parkiem technologicznym, który ma się sam utrzymać. Obok zabytkowych budynków powstają nowe, starannie zaprojektowane i dopasowane.
Śląska i węgla nie da się oddzielić, dlatego znaczna część obiektów na tutejszym Szlaku Zabytków Techniki ma górniczy charakter. Stare kopalnie można zwiedzać m.in. w Zabrzu, Chorzowie, Rybniku. Warto przejść półtora kilometra opuszczonym chodnikiem, podjechać górniczą kolejką, podejrzeć pracę kombajnu. Poczuć, że historie o trudnej pracy górnika to nie umoralniające bajeczki i zobaczyć, jak skomplikowane bywały urządzenia sprzed epoki procesora.
W dawnej kopalni węgla kamiennego mieści się też imponująca nowa siedziba katowickiego Muzeum Śląskiego, które wkrótce stanie się istotnym punktem na Szlaku Zabytków Techniki. Cała ekspozycja znajduje się tu pod ziemią, na górze widać jedynie szklane kubiki, które rozjaśniają pokopalniane podziemia naturalnym światłem.
Jest jeszcze Sztolnia Królowa Luiza, jedyny tego typu obiekt w Europie – uzupełnia dr Adam Hajduga, kierownik referatu promocji dziedzictwa industrialnego Wydziału Kultury w Urzędzie Marszałkowskim. – To najstarsza sztolnia w górnictwie węglowym udostępniona zwiedzającym. Służyła do transportu węgla i odwadniania okolicznych kopalni. Budowa rozpoczęła się pod koniec XIX wieku i trwała przez sześćdziesiąt lat, można więc prześledzić, jak zmieniała się technologia konstrukcyjna. Część sztolni przebiega pod miastem i właśnie w miejscu jej wylotu, w centrum Zabrza, zamierzamy ulokować centrum informacyjne szlaku. Drugie powstanie w nadszybiu szybu Bartosz dawnej kopalni Katowice, na terenie Muzeum Śląskiego.
Muzeum Śląskie i Sztolnia Królowa Luiza staną się zatem „obiektami węzłowymi” szlaku – bo to one skupiają uwagę licznych gości, nawet tych, którzy nie pasjonują się techniką. Dzięki temu wielu z nich dowie się o pozostałych atrakcjach.
Śląski Szlak Zabytków Techniki to jednak nie tylko górnictwo – także hutnictwo, energetyka, kolejnictwo, łączność, przemysł spożywczy. Można odwiedzić dawną fabrykę sukna Büttnerów w Bielsku-Białej (dziś oddział miejskiego Muzeum Historycznego), fabrykę zapałek Karola von Gehliga i Juliana Hucha w Częstochowie (Muzeum Produkcji Zapałek) albo XIX-wieczną stację wodociągową w Karchowicach.
Giszowiec i Nikiszowiec
Giszowiec jest dzielnicą Katowic od 1960 roku – na początku XX wieku tereny Gieschewald wchodziły w skład gminy Janów i należały do koncernu „Spadkobiercy Jerzego Giesche”. W tym czasie spółka rozpoczynała eksploatację kolejnych pokładów węgla i jej władze postanowiły zbudować osiedle robotnicze, głównie dla górników i kadry urzędniczej kopalni „Giesche” (później działającej pod nazwą Wieczorek). Projekt zlecono architektom z Berlina, Emilowi i Georgowi Zillmannom (zaprojektowali też inne obiekty na śląskim szlaku: budynek maszynowni Kopalni Węgla Kamiennego Gliwice i Elektrociepłownię Szombierki w Bytomiu). W Giszowcu zrealizowali ideały „miasta-ogrodu”, w którym pochodzący na ogół ze wsi górnicy czuliby się jak u siebie. Pierwszy etap budowy zamknął się w latach 1906-1910, stanęły wówczas, najczęściej dwurodzinne, parterowe domy mieszkalne. W latach 1908-1918 powstał Nikiszowiec, który zawdzięcza nazwę zbudowanemu na początku XX wieku szybowi „Nickischschacht” (dziś Poniatowski), który z kolei otrzymał swoje miano na cześć barona Nickisch von Rosenegk, członka rady nadzorczej spółki „Spadkobiercy Jerzego Giesche”. Nikiszowiec powstał, kiedy w Giszowcu zabrakło miejsca. Projektantami kolonii również byli Zillmannowie. W przeciwieństwie do luźnej, jednopiętrowej zabudowy Giszowca, w Nikiszowcu zaproponowali trzykondygnacyjne ceglane bloki, tworzące czworoboki z wewnętrznymi dziedzińcami. Powstało dziewięć budynków.
Zaczęło się w roku 2004 od audytu 53 śląskich obiektów przemysłowych. Rok później zarząd województwa podjął stosowną uchwałę, a 19 października 2006 r., po uroczystej prezentacji, przedsięwzięcie ruszyło – niebawem minie więc dziesięć lat. Dziś na Szlak Zabytków Techniki województwa śląskiego składa się 36 obiektów. Charakterystyczne brązowe drogowskazy z „kółkiem na parę” widać w wielu śląskich miastach. Odsyłają do muzeów i skansenów, zamieszkałych kolonii robotniczych i działających zakładów pracy. To jedyna w tej części kontynentu trasa turystyczna wchodząca w skład Europejskiego Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego. Podobne działają w wielu krajach – jednym z wzorów dla Ślązaków była Route der Industriekultur, trasa w okolicach przemysłowego Dortmundu.
Nie zrozum mnie źle, ale kiedy tu jestem, chwilami czuję się, jakbym w ogóle nie wyjechał z Zagłębia Ruhry. Do wybuchu pierwszej wojny światowej oba regiony dzieliły tę samą historię, rozwijały się w bardzo podobny sposób, mają zbliżone dziedzictwo przemysłowe – zauważa Olaf Schmidt-Rutsch z westfalskiego Muzeum Przemysłu w Dortmundzie, przemierzający akurat śląską trasę.
Zainteresowanie przemysłowym dziedzictwem regionu rośnie. W 2009 roku Śląski Szlak Zabytków Techniki odwiedziło 470 tysięcy turystów, rok później było ich pół miliona, w 2013 roku – 640 tysięcy, w 2014 – 724 tysiące.
– W zeszłym roku mieliśmy niespełna siedemset tysięcy gości, ponieważ cztery z naszych obiektów szlaku, m.in. Zabytkowa Kopalnia Srebra w Tarnowskich Górach i Centralne Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach, były częściowo wyłączone – mówi Adam Hajduga. – Jednak myślę, że w najbliższych latach milion odwiedzin rocznie jest prawdopodobny, tym bardziej że dołączają nowe miejsca. Aplikujące Muzeum Śląskie na terenie byłej kopalni Katowice (dawniej Ferdynand) odwiedza co roku kilkaset tysięcy gości, a Sztolnia Królowa Luiza w Zabrzu, której całość udostępniona zostanie w 2017 r., to ewenement na skalę światową.
Muzeum Drukarstwa w Cieszynie
– Mamy tu kompletną drukarnię typograficzną z najdrobniejszymi elementami – czcionkami, matrycami, kliszami. Są linotypy, prasy i urządzenia introligatorskie. W każdej chwili można by rozpocząć pracę – mówi Karol Franek, prezes Stowarzyszenia Muzeum Drukarstwa w Cieszynie. Drukarstwo i Cieszyn tworzą parę od bardzo dawna – dokładnie od roku 1806, gdy do miasta przybył z Opawy drukarz Fabian Beinhauer i założył tu pierwszą oficynę. – Na przełomie XIX i XX wieku działało tu kilkanaście drukarni – opowiada Karol Franek. – Miasto było najprężniejszym ośrodkiem drukarskim całych Austro-Węgier. Znaczna część mieszkańców pracowała w tej branży. Muzeum otwarto w roku 1996, a od 2004 prowadzone jest przez stowarzyszenie o tej samej nazwie. Jesienią 2010 roku zostało przyjęte do grona obiektów tworzących Szlak Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. Rocznie placówkę odwiedza 8-10 tysięcy osób, przede wszystkim zorganizowane grupy z całego kraju i goście zza południowej granicy.
Trwające właśnie „okno transferowe” (otwiera się co trzy lata) umożliwi dołączenie do szlakowego grona także kilku kolejnym. – Na ostatnim etapie rozpatrywania są wnioski Walcowni Cynku z Szopienic, parku przemysłowo-technologicznego Porcelana Śląska w Katowicach, Browaru Zamkowego w Cieszynie, Starego Młyna w Żarkach (dziś Muzeum Dawnych Rzemiosł), zabytkowych wież byłej kopalni Polska w Świętochłowicach oraz koloni robotniczej kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach – wylicza przedstawiciel Urzędu.
Procedura przyjęcia zaczyna się od wniosku właściciela lub zarządcy. Następnie przychodzi czas na analizę, audyt terenowy z udziałem zewnętrznych ekspertów, określenie znaczenia historycznego… Na takiej podstawie zarząd województwa włącza obiekt w skład szlaku.
– Później audyt przeprowadzany jest nie rzadziej niż co trzy lata. W przypadku niespełnienia kryteriów minimalnych (dotyczących np. dostępności, bezpieczeństwa, organizacji wystaw, czy stanu technicznego) prosimy o wyjaśnienia i usunięcie nieprawidłowości lub wprowadzenie planu naprawczego – wyjaśnia Adam Hajduga. – W razie kłopotów, często niezależnych od właściciela, nadajemy kategorię „obiekt w zagrożeniu”. Nie chcemy wylewać dziecka z kąpielą i nie mamy w planach wykluczania wartościowych obiektów ze szlaku.
Obecnie „w zagrożeniu” znajdują huta szkła w Zawierciu i elektrociepłownia Szombierki w Bytomiu.
– W pierwszym przypadku poprzedni właściciel zbankrutował, a nowy dopiero zaczyna. W drugim, sytuacja jest bardziej skomplikowana – właściciel, który nabył ten obiekt kilka lat temu, nie podpisał z nami umowy. Obiekt jest niedostępny dla zwiedzających, ale ze względu na znaczenie i wcześniejsze zainteresowanie zwiedzających wciąż wchodzi w skład szlaku. Etykietka „obiekt w zagrożeniu” to informacja dla zwiedzających, że nie powinni spodziewać się szczególnych atrakcji – musimy być fair wobec gości – mówi Hajduga.
Galeria Szyb Wilson
Według właścicieli, to największa prywatna galeria sztuki w Polsce, mieści się w odnowionym budynku cechowni i łaźni przy dawnych szybach kopalni Wieczorek. Znajdujemy się na granicy trzech katowickich dzielnic: Nikiszowca, Janowa i Szopienic. Historia budynków zaprojektowanych – znów! – przez Emila i Georga Zillmannów sięga 1826 roku – wtedy była tu kopalnia Morgenroth (jutrzenka). Do roku 1914 uruchomiono siedemnaście szybów. Po wielu dekadach pracy, w 1995 roku szyb Wilson został zamknięty, a w 1998 r. wkroczyli tu przedsiębiorca Johann Bros oraz malarka-amatorka po studiach prawniczych Monika Paca, i rozpoczęli adaptację budynku na galerię sztuki współczesnej. Dziś współtworzą Fundację Eko-Art Silesia, a powierzchnia wystawiennicza ich Szybu Wilson przekracza 2500 mkw. Galeria powstała z prywatnych pieniędzy i utrzymuje się samodzielnie, także dzięki biurom ukrytym pomiędzy eksponatami. Szyb Wilson dysponuje własną kolekcją sztuki współczesnej, udostępnia też swoją przestrzeń licznym twórcom. Korzystali z niej organizatorzy spektakli, wykładów i konferencji, filmowcy i fotografowie. Rozbrzmiewała także muzyka, m. in. podczas Męskiego Grania i festiwalu Tauron Nowa Muzyka. – Trudno oszacować łączną liczbę wydarzeń, możemy powiedzieć, że było ich kilkaset – informuje przedstawicielka galerii, Karolina Luksa. Jednym z najważniejszych jest Art Naif Festiwal – coroczna okazja do tego, by w jednym miejscu pojawiły się dzieła artystów naiwnych z całego świata.
Po drugiej stronie medalu są liderzy: zabrzańska kopalnia Guido, kopalnia srebra w Tarnowskich Górach, Muzeum Browaru w Żywcu i tyskie Browarium.
– Za tymi czterema obiektami stoją budżety i dobra organizacja – mówi przedstawiciel szlaku. – Browary reprezentują sektor prywatny, kopalnia Guido jest częścią samorządowej instytucji kultury, zaś kopalnia srebra w Tarnowskich Górach to ewenement na skalę krajową – prowadzona przez stowarzyszenie, jest samofinansującym się przedsięwzięciem. Wszystkie mają rozbudowaną ofertę, możliwość oprowadzania w kilku językach, są dostępne przez sześć dni w tygodniu – wymagamy od nich więcej.
To niekwestionowane gwiazdy śląskiego szlaku. Przed niektórymi być może dalsze sukcesy – kopalnia w Tarnowskich Górach stara się o wpis na listę światowego dziedzictwa UNESCO – jeśli przyszłoroczna decyzja byłaby pomyślna, zabytkowa kopalnia srebra stała by się drugim w kraju obiektem o charakterze przemysłowym, uznanym przez UNESCO – po Królewskich Kopalniach Soli w Wieliczce i Bochni.
Wkrótce do grona liderów szlaku dołączą Sztolnia Królowa Luiza i Muzeum Śląskie. W tym drugim przypadku kropkę nad „i” postawi otwarcie planowanej wystawy o historii kopalni Ferdynand (Katowice), na terenie której znajdują się obiekty muzeum – zapowiada Hajduga. – Z mniejszych, prężnie działających obiektów, wymieniłbym kopalniany szyb Maciej w Zabrzu oraz Park Tradycji w Siemianowicach Śląskich zlokalizowany w budynku maszynowni dawnej kopalni Michał.
Raz w roku, w czerwcową sobotę, Szlak Zabytków Techniki świętuje, i to hucznie. Podczas Industriady, jednodniowego festiwalu, stare kopalnie, huty i fabryki zamieniają się w sceny muzyczne i teatralne, miejsca warsztatów dla dzieci i spektakli ulicznych. Atrakcji jest tyle, że składają się na drugi co do wielkości podobny festiwal w Europie (większy jest, również jednodniowy ExtraSchicht, organizowany w Zagłębiu Ruhry, który może pochwalić się dwustoma tysiącami widzów w 48 obiektach na terenie dwudziestu miast). Tego dnia na terenie metropolii Silesia działa nawet bezpłatny Indutransport – kolejowy i autobusowy – łączący poprzemysłowe atrakcje.
W tym roku w Industriadzie wzięły udział 44 obiekty (także te „zaprzyjaźnione” ze Szlakiem Zabytków Techniki), a w 376 przygotowanych tu wydarzeniach – w zdecydowanej większości bezpłatnych – wzięło udział dziewięćdziesiąt tysięcy osób. I chyba było dobrze, bo ponad 90 procent zadeklarowało powrót za rok.
Całość zwieńczyło plenerowe widowisko „Rasa. Pieśni antracytu” w Muzeum Śląskim – opowieść o pamięci, zasadach i sile witalnej górniczej braci – widzianej tu właśnie jako odrębna „rasa”. Złożyły się na nie nowoczesne wykonania pieśni górniczych z Polski, Stanów Zjednoczonych i Wysp Brytyjskich.
Widowisko przypadło do gustu nie tylko zgromadzonej publiczności, ale także gościom reprezentującym brytyjskie i niemieckie szlaki dziedzictwa przemysłowego. Ci ostatni nie kryli, że ich działania nie mają na razie takiego rozmachu.
Industriada to przedsięwzięcie profesjonalne – organizatorzy wiedzą co to marketing, logistyka, ewaluacja – udowadniają przy tym, że na przemysłowym dziedzictwie można zarabiać. Szacuje się, że uczestnicy tegorocznego festiwalu wydali ponad 3 miliony złotych. Inwestycje Urzędu Marszałkowskiego oraz właścicieli obiektów przekroczyły, co prawda, 3,7 mln, jednak jeśli do zysków dodać ekwiwalent reklamowy w mediach – 4,2 mln – to można powiedzieć, że się opłaciło.
ikony: Medialab Katowice (CC BY 4.0)
akceptacja cookies więcej
Pliki cookies na tej stronie nie są wykorzystywane celu gromadzenia danych osobowych, umożliwiają jedynie prawidłowe działanie serwisu. Zmiana ustawień cookies jest możliwa w Państwa przeglądarce.