Porzucone piłki

Futbol zawojował Europę, Amerykę Południową, Afrykę, wdarł się do Azji. Co jednak, gdyby piłka potoczyła się inaczej? Czy w świecie równoległym miejsce piłki nożnej mogłoby zająć na przykład rugby? Czy baseball – jeden z ukochanych sportów Ameryki – mógłby przypłynąć nad nad Wisłę i uszlachetnić naszego palanta?

Wygląda na to, że pierwszą piłkę (tę do „nogi”) przywiózł na polskie ziemie, do Krakowa, Henryk Jordan – społecznik, propagator ćwiczeń fizycznych, a wówczas również miejscowy radny. Był rok 1899 – wtedy właśnie na Błoniach otwarto Park Jordana – miejsce gdzie młodzież mogła biegać, pływać, gimnastykować się i, także, pokopać.
Za datę pierwszego meczu piłkarskiego na polskich ziemiach uznano 14 lipca 1894. Historyczne wydarzenie miało miejsce podczas drugiego zlotu Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Krakowiacy (białe koszulki i czarne spodenki) zmierzyli się z gospodarzami, lwowiakami (białe koszulki i szare spodenki). Oni też mieli już prawdziwą futbolówkę przywiezioną z Wysp Brytyjskich przez miejscowego działacza, Edmunda Cenara.
A gdyby Jordan i Cenar przywieźli piłki jajowate zamiast okrągłych? Jeszcze w połowie XIX wieku sporty futbolowe w ich ojczyźnie, Wielkiej Brytanii, szły ręka w rękę. A raczej noga w nogę, bo właśnie ręce doprowadziły piłkę nożną i rugby do rozłamu – spór szedł m. in. o łapanie piłki w podczas gry. Podział zapoczątkowało powołanie w 1863 roku angielskiej Football Association. Wkrótce, w 1871 roku, powstała Rugby Football Union. Obie dyscypliny, w formie zbliżonej do współczesnej, ruszyły w świat.
Rugby, poza krajami Imperium, dobrze przyjęło się m. in. we Francji, która była wówczas, po wojnie francusko-pruskiej, w przyjaznych stosunkach z Anglią. Zwolennikiem wyspiarskiej gry był m. in. Pierre de Coubertin, twórca idei nowożytnych igrzysk olimpijskich, stąd być może w latach 1900-24 rugby było dyscypliną olimpijską. Polski jednak nie zawojowało.

Społeczeństwo było wrogo nastawione do gry w piłkę – przypomina historyk Robert Gawkowski. – Sport nie polegał wówczas na rywalizacji, ale na współpracy. Razem. Walka, nawet o piłkę, była zła, bo „my Polacy powinniśmy iść ręka w rękę”. W domyśle także po to, by walczyć z zaborcą. Dwie polskie drużyny walczące przeciwko sobie były źle widziane, a przecież w rugby ta rywalizacja wydaje się jeszcze bardziej zacięta – to oczywiście tylko jedna z hipotez.

Dlatego też z początku niewiele oddziałów towarzystwa Sokół zaakceptowało piłkarzy. Gimnastyka, lekkoatletyka, pływanie, wspinaczka – to chętniej. Tego nastawienia nie odwrócił pierwszy, trwający zaledwie sześć minut, mecz. Stał się symbolem, ale nie odmienił losów piłki nożnej w Polsce. Sokół dalej preferował gimnastykę, a piłka toczyła się powoli, tempa nabrała dopiero z pojawieniem się pierwszych klubów w początkach XX wieku. Wtedy powstały Pogoń i Czarni Lwów, Cracovia, Wisła Kraków, Macabi Kraków, Hasmonea Lwów, ST Ukraina Lviv.
– Ukraińskie i żydowskie odpowiedniki „Sokoła” też nie darzyły sympatią futbolu – zauważa Gawkowski, podkreślając, że te pierwsze mecze cechowała zacięta walka. – Mogło to sprawiać wrażenie kłębowiska ludzi ganiających z dzikim wzrokiem za piłką. Działacze starali się wyeliminować tę agresję, nieraz w sposób zadziwiający. Władze „Jutrzni”, czyli stowarzyszenia klubów sportowych związanych z Bundem, żydowską partią socjalistyczną, postulowały wprowadzenie sędziów, którzy mieliby przyznawać noty za piękno kolektywnej gry. Czyli wynik wynikiem, a współpraca swoją drogą. Zresztą później Jutrznia, która z tego samego powodu nie lubiła też boksu, zmieniła optykę. Uznała, że klasie robotniczej walczącej o lepsze jutro potrzeba umiejętności walki – mówi historyk.
Rugby miało swoją niewielką szansę – w 1921 roku w Warszawie powstał klub Orzeł Biały założony przez Louisa Amblarda, francuskiego dyrektora Szkoły Języków Obcych. Żołnierze francuskiej misji wojskowej w Polsce oraz repatrianci próbowali zaszczepić tę dyscyplinę naszym kadetom. – Tu z kolei, autorom przyświecała idea podniesienia wartości bojowej polskiego żołnierza – uważa Gawkowski.
Jak informuje Polski Związek Rugby na ogłoszenie w prasie warszawskiej odpowiedziało kilkunastu „ludzi silnych, odważnych chętnych do uprawiania nowej dyscypliny sportu”. Tym sposobem udało się wyszkolić łącznie trzydziestu graczy. A trzydziestu to już dwie drużyny. Pierwszy oficjalny mecz Polaków przed publicznością odbył się na boisku Pogoni Lwów 9 lipca 1922 roku. Zmierzyły się właśnie dwa zespoły Orła Białego – Biali i Czarni. W kolejnych latach rozegrano kilka spotkań międzypaństwowych z drużynami rumuńskimi (porażki były zwykle bardzo dotkliwe), zaś w 1929 r. udało się przeprowadzić mistrzostwa Polski. Ale to było wszystko. Powołany w 1926 roku Polski Związek Rugby został po kilku latach zawieszony w wyniku bezczynności. Orzeł Biały przetrwał niespełna dziesięć lat, upadł wkrótce po wyjeździe Francuzów – pionierzy nie dokończyli roboty. Krótki żywot miało także 25 innych klubów, których istnienie udokumentowano w latach 1921-37.
Jeszcze w 1924 roku na okładce jednego z numerów sportowego tygodnika „Stadjon” zamieszczono duże zdjęcie z londyńskiego meczu rugby. Jednak wewnątrz pisma widać już, że to piłka nożna wiedzie prym wśród gier zespołowych. Reaktywacja polskiego rugby nastąpiła dopiero w 1955 roku, kiedy zostało wpisane na listę oficjalnie uprawianych dyscyplin przez przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej (ciała, które na wzór radziecki zastępowało wówczas związki sportowe).
Niedawno dyscyplina – w odmianie siedmioosobowej – powróciła do programu olimpijskiego. W 2016 roku w Rio de Janeiro, tytułu mistrza olimpijskiego (z 1924 roku!) będą bronić Amerykanie. Dla rugby to dobry znak, podobnie jak zmiana najważniejszego turnieju w Europie – Pucharu Pięciu Narodów – w Puchar Sześciu Narodów. W 2000 roku do stawki dołączyli Włosi. Nawet oni przekonali się do gry ręką.

„W październiku 1608 roku statek emigrancki Mary and Margaret przywiózł na swoim pokładzie pierwszych polskich osadników do Jamestown w stanie Wirginia. Michał Łowicki, kupiec; Zbigniew Stefański z Włocławka, dmuchacz szkła; Jan Mała z Krakowa, mydlarz; Stanisław Sadowski z Radomia, budowniczy młynów oraz Jan Bogdan z Kołomyi, cieśla okrętowy zostali zapewne zwerbowani w Gdańsku przez spółkę Virginia Company i należeli do ekipy fachowców specjalnie „zamówionych” przez gubernatora Johna Smitha dla zapewnienia rozwoju będącej jeszcze w powijakach gospodarki nowozałożonej kolonii. W dziesięć lat później polskich rzemieślników z Jamestown obarczono odpowiedzialnością za pierwszy na kontynencie amerykańskim strajk w przemyśle, a z racji uprawiania przez nich gry w palanta – także za wynalezienie baseballu” – pisze Norman Davies w „Bożym igrzysku”.
Dyskusje, która z gier mogła dać początek tej dyscyplinie, trwają. Najczęściej wymieniane bywają krykiet oraz rounders – gra uprawiana w Anglii od czasów dynastii Tudorów. Jednak Światowa Federacja Baseballu wspomina także o niemieckiej grze w schlagball, która miała z kolei swoje odpowiedniki w Rosji (łapta), Rumunii (oina) i Polsce (palant). Wszystkie te nacje przekonują, że to imigranci z ich kraju nauczyli Amerykanów odbijać piłkę kijem.
Pierwsze wzmianki świadczące o występowaniu palanta w Polsce pojawiły się w 1427 roku w – rzecz była przykra, dotyczyła pobicia jednego z mieszkańców Krakowa przez żaków kijami palantowymi. W 1610 roku pojawił się natomiast opis tej gry sporządzony przez włoskiego lekarza Hipolita Guarinoniego, w którym dokładnie opisywał jej przebieg twierdząc, że „najsprawniejsi w niej byli Polacy i Ślązacy, jakoż mniemam, że ona stamtąd mogłaby pochodzić”. Istotnie, swego czasu palant był u nas bardzo popularny. W dwudziestoleciu międzywojennym znalazł się w programie szkolnym. O tym, że baseball jest „bratem palanta” przekonywał Eugeniusz Piasecki, przedwojenny teoretyk wychowania fizycznego, autor m. in. wydanego w 1932 roku opracowania „Dalsze badania nad genezą ćwiczeń cielesnych: palant polski”. Badacz wymienia wiele odmian palanta, w które grywano w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Północnej, takich jak krykiet, czy baseball. Ten ostatni rozwinął w USA się w drugiej połowie XIX wieku, jednak w takiej postaci zawitał do Polski dopiero sto lat później.

Co musiałoby się stać, żeby baseball zyskał w Polsce popularność? – zastanawia się Paweł Rojek, członek zarządu Polskiego Związku Baseballu i Softballu, trener drużyny Centaury Warszawa. – Po drugiej wojnie światowej Polska musiałaby znaleźć się w amerykańskiej strefie wpływów, musieliby stacjonować tu amerykańscy żołnierze – odpowiada.

Jednak nawet w Europie Zachodniej baseball nie stał się sportową religią. Dobrze radzą sobie Holandia i Włochy, gonią Czechy, próbują Hiszpanie. Daleko im jednak do Japończyków, gdzie (czy to w wyniku powojennej obecności wojsk USA na Okinawie, czy japońskiej fascynacji Ameryką) w baseball gra się tak, jak u nas w piłkę. Wystarczy skrzyknąć drużynę i iść na jedno z wielu boisk. Rojek szacuje, że w Polsce liczba grających w baseball, we wszystkich kategoriach wiekowych, zbliża się do tysiąca. Mało, choć wszystko wskazuje na to, że latorośl ma się dziś lepiej niż protoplasta – miejsca do gry w palanta można policzyć na palcach jednej ręki.

Powstaje za to coraz więcej lodowisk, ku radości, między innymi, hokeistów. Dawniej hokej był ściśle uzależniony od warunków pogodowych – nie było krytych obiektów – mimo to zdołał zyskać dużą popularność. Widać to na przykładzie sąsiadów – w Czechach, Słowacji, Rosji, Skandynawii dyscyplina ma bardzo mocną pozycję. W Polsce słabszą, choć nie zawsze tak było. – Bardzo silna była Warszawa – mówi o hokejowych początkach Robert Gawkowski. – Pierwsze drużyny powstały tu w latach 1916-17. Najmocniej rywalizowali Akademicy (czyli AZS), Polonia i Korona.
W 1925 roku delegaci czterech warszawskich klubów powołali do życia Polski Związek Hokeja na Lodzie. Około 1930 roku w Warszawie było dwanaście zespołów. Sekcje rozwijały się także w innych miastach – Lwowie, Wilnie, Krakowie, Krynicy, Katowicach, Łodzi, Poznaniu. W debiucie na mistrzostwach Europy w 1926 roku Polska zajęła 6. miejsce. Pięć lat później sami gościliśmy czołowe zespoły. W Krynicy (gdzie mistrzostwa Europy odbyły się w ramach mistrzostw świata) Polska została drugą drużyną kontynentu, podobnie jak dwa lata wcześniej w Budapeszcie. Emocje podczas krynickiego turnieju musiały być niemałe, o czym świadczy atmosfera na trybunach podczas kluczowego spotkania Polska – Czechosłowacja. Nie dość, że część kibiców gości nie zdołała pomieścić się na stadionie, to niesportowe zachowanie miejscowej publiki nie przyniosło chluby. Za to zapewniło miejsce w słownikach – w pewnej chwili na lodzie wylądował bowiem kalosz, który leżał na tyle długo, by utrwalić się w powiedzeniu powtarzanym później na wszystkich trybunach. – Prawdopodobnie była to pierwsza w polskiej historii rozróba z udziałem kibiców – podejrzewa Gawkowski. – Sprawę udało się szczęśliwie załagodzić. Czechosłowacy dostali na przeprosiny kwiaty i słodycze.
W polskich miastach wylewano tymczasem lodowiska do gry – w Warszawie były m. in. w zakolu Wisły na Czerniakowie, na płycie stadionu Wojska Polskiego, na terenie kortów Polonii (prezes klubu gen. Kazimierz Sosnkowski zorganizował tam nawet oświetlenie i nagłośnienie), w pobliżu Ogrodu Krasińskich, w Dolinie Szwajcarskiej, na Torwarze… W efekcie tej popularności, w drugiej połowie lat dwudziestych AZS Warszawa uznawany był za jeden z czołowych zespołów Europy. W 1924 roku tygodnik „Stadjon” z dumą opisywał alpejskie tournée stołecznej drużyny, która wzięła udział w międzynarodowych turniejach w Chamonix i Davos. Zdjęcie zamieszczone na okładce zrobiono w chwili, gdy, jak głosi podpis, „Tupalski strzela bramkę”. Tamten mecz rozgrywano pod gołym niebem, dziś do hokeja – także na poziomie amatorskim – trzeba kosztownej infrastruktury.

Przed wojną i krótko po niej hokej był bardzo popularny na podwórkach. Wystarczyło wylać wodę na boisku i grać. Jednak młodzi nie mogli zrobić następnego kroku, rozwijać umiejętności. Jednym z powodów był brak obiektów, zwłaszcza gdy dyscyplina przeniosła się na kryte lodowiska – mówi Władysław Zieleśkiewicz, autor „Historii polskiego hokeja”.

Popularność przepadła – nie pomogło nawet cudowne zwycięstwo nad ZSRR w roku 1976 podczas rozgrywanych w Katowicach mistrzostw świata.
W tym czasie w Czechach i na Słowacji powstawały nowe hale, i dziś ten sport ustępuje tam tylko piłce nożnej.
– Przez lata obie dyscypliny się uzupełniały – zimą piłkarze grywali w hokeja. Wkrótce jednak pojawiła się specjalizacja, wygrał sport łatwiejszy do masowego uprawiania – mówi Zieleśkiewicz, przypominając przy tym, że po drugiej wojnie Polska straciła dwa silne ośrodki hokejowe – Lwów i Wilno.

Wypada też podkreślić międzywojenne znaczenie piłki ręcznej, zwłaszcza w wersji jedenastoosobowej. U zarania tej dyscypliny na polskich ziemiach także stanęła polityka. Jako pierwsi zagrali w nią polscy legioniści internowani w Szczypiornie pod Kaliszem podczas kryzysu przysięgowego.
„Nasi sportowcy wykombinowali niedawno nową grę w piłkę” – zapisał w dzienniku jeden z nich, Ludwik Dudziński. „Zasady tej gry różnią się od używanych w footballu, są ciekawsze i rozwijają równomiernie całe ciało, podczas gdy w footballu pracuje się przeważnie nogami. Jeśli kiedyś wyjdziemy żywi z obozu, a nowa rozumniejsza gra zyska prawa obywatelstwa u innych miłośników sportu, wówczas ten jeden choćby wynalazek będzie nas bronił przed zarzutami bezowocnego pobytu w Szczypiornie.”
Legioniści grywali w jedenastoosobową odmianę handballu, nazywaną „niemiecką” (w odróżnieniu od siedmioosobowej „duńskiej”), nie ma jednak jasnego potwierdzenia, że podchwycili ją od niemieckich wartowników obozu. Za łapaniem piłki przemawiały względy praktyczne – jeńcy musieli oszczędzać buty, a szmacianka nie bardzo chciała się toczyć.
– W jedenastoosobową piłkę ręczna grywano na tych samych boiskach, co w piłkę nożną, co więcej „szczypiorniak” nie był obcy futbolistom. Jednak tu też nastąpiła profesjonalizacja i czasy, gdy sam zawodnik grywał w piłkę nożną, ręczną i hokeja, minęły – mówi Zieleśkiewicz, który jest również autorem monografii „90 lat piłki ręcznej w Polsce”. Minął też 11-osobowy szczypiorniak. Wyparła ją odmiana 7-osobowa.
W takich okolicznościach piłka nożna nabierała rozpędu budząc coraz więcej emocji na boisku i, rzecz jasna, poza nim. W numerze 18. z 1929 roku tygodnik „Stadjon” donosił: „Na posiedzeniu zarządu Ligi polskiego związku piłki nożnej cały zarząd zgłosił swą rezygnację. Chodzi o to, że kilka klubów ligowych jest niezadowolonych z działalności kolegium sędziów oraz wydziału gier i dyscypliny i domaga się unieważnienia rozgrywek tegorocznych.”


foto: Ryan McGuire

 

akceptacja cookies więcej

Pliki cookies na tej stronie nie są wykorzystywane celu gromadzenia danych osobowych, umożliwiają jedynie prawidłowe działanie serwisu. Zmiana ustawień cookies jest możliwa w Państwa przeglądarce.

zamknij

autor