Ścianka

Gracz nr 1: Słynne drzwi od garażu, to dobra historia… Mój ojciec był niezłym pingpongistą. Kiedyś zabrał mnie na miejscowy turniej, który ostatecznie wygrał. Wśród nagród do wyboru była coś jakby rakieta tenisowa. Powiedziałem „tata, proszę, weź ją”. A następnego dnia odbijałem o drzwi garażu, który był za naszym domem. Udawałem, że gram na Wimbledonie albo w Pucharze Davisa.
Gracz nr 2: Kiedy zaczynałem grać, Borg był niemal niepokonany, a przy tym taki opanowany. Odbijałem od ściany i wyobrażałem sobie, że gram przeciwko niemu.
Gracz nr 3: W sobotę i niedzielę rozgrywałem mecze, a raz w tygodniu trenowałem z rówieśnikiem. W pozostałe dni po szkole szedłem na ścianę. Miałem siatkę zaznaczoną kredą, a powyżej kilka narysowanych celów.
Gracz nr 4: Większość czasu spędzałem pod ścianą, odbijając od niej piłkę. Wielkim luksusem było móc zacząć grać na korcie, bo te najczęściej zajmowali członkowie klubu, którzy już dobrze grali. Najczęściej grywałem o ścianę w salach gimnastycznych szkół podstawowych.
Gracz nr 5: Od czasu do czasu przypominamy sobie, jak mało ceni się dziś grę ze ścianą. Wizerunkowo to porażka, bo sprawiasz wrażenie, jakbyś nie miał znajomych – w końcu w tenisa gra się z kimś. Ale trudno – dziś, nie bacząc na image, stoczyliśmy mecz. Mogło się wydawać, że samotnie odbijaliśmy o ścianę, ale tak naprawdę graliśmy z Federerem.


mural: Banksy,  → o Białych liniach kortu 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

akceptacja cookies więcej

Pliki cookies na tej stronie nie są wykorzystywane celu gromadzenia danych osobowych, umożliwiają jedynie prawidłowe działanie serwisu. Zmiana ustawień cookies jest możliwa w Państwa przeglądarce.

zamknij

autor