Jak zmorzony snem opuścił kort, zmożony raczej przez los niźli konkurentów – ten nieco zmieniony wers z ogólnopolskiego dyktanda sprzed dwóch lat (w oryginale była mowa o bieżni) skłonił nas do rozważań o języku. Dokładniej o problemach, jakie nastręczała niegdyś anglojęzyczna terminologia tenisowa. Większość starych książek o tenisie kończy się słowniczkiem, który wyjaśnia, co to są volley, slice i spin. Aż w końcu ktoś tak się zdenerwował koniecznością używania obco brzmiących słów, zwłaszcza forehandu i backhandu, że przysiadł i zaczął myśleć. Efektem tego procesu były dosieb i odsieb, które jednak wciąż nie znalazły pełnego uznania w ustach graczy, kibiców i komentatorów.
foto: Markus Spiske, → o Białych liniach kortu
akceptacja cookies więcej
Pliki cookies na tej stronie nie są wykorzystywane celu gromadzenia danych osobowych, umożliwiają jedynie prawidłowe działanie serwisu. Zmiana ustawień cookies jest możliwa w Państwa przeglądarce.